www.starozytnyhogwart.fora.pl

Anna Valerius Howlett

Z lasu wychodziło się na małą polankę, tam drzewa zaczynały ginąć. Praktycznie od razu pojawiły się krzaki dzikich róż. Oplatające drewnianą konstrukcję, praktycznie tworzyły sklepienie nad ich głowami.

- jej..ale tutaj pięknie..- wyszeptała Daphne zatrzymując się i dotykając kwiatów

Anna westchnęła i ruszyła dalej.

Idąc mijali kilka ławek. Raz aleja rozszerzyła się i krzaki róż utworzyły pomieszczenie w kształcie koła. Na środku stała fontanna. Rzeźba przedstawiała dużego egzotycznego ptaka. Nigdzie nie było jednak wody. Fontanna była zupełnie sucha. Anna oparła się o jej brzeg i rozejrzała się.

Suniv mocniej uścisnęła rękę męża obserwując Annę która zdecydowała się iść dalej.

Victor Howlett

Alex spowazniał i pogładził kciukiem dłoń żony.
Victor podszedł do Anny i niczym jej cien, ruszył za nia.
Howard natomiast az usiadł pod naporem wspomnien i rzezi, która się tu wydarzyła.

Anna Valerius Howlett

- dziadku..wszystko gra? - przy Howardzie stanął Marcus a Kate z kolei została przy matce Victora sama nie wiedząc jak się zachowywać

Victor Howlett

Howard rozejrzał sie dookoła, widzac oczyma wyobraxnie krew i ciała porozrzucane, lub wplecione w krzewy różane:- Tak...chyba tak...-szepnął cicho podnoszac sie.

Victor podszedł do Anny i złapał delikatnie jej dłoń.

Anna Valerius Howlett

Anna jednak nie zatrzymywała się i szła dalej. Po chwili wszyscy dotarli na dziedziniec posiadłości.

Victor Howlett

Victor trzymał Anne za reke, chociaż jego twarz była surowa.
Alex rozglądał sie dookoła:- Piekne...i smutne...-zauważył.