www.starozytnyhogwart.fora.pl

Gość

- A często przybywa tutaj ktoś nowy? - wziął jakiś patyk i zaczął nim rysować na piasku przed sobą.

Eliza Mullet

Pokręciła głową,ale wiedziała,że chłopak tego nie zobaczy,więc sie odezwała-Nie...rzadko...kiedys było więcej ludzi,a najwięcej dzieci z domu Lwa...masakra...biegać tam i tu-skrzywiła się nieco przyglądając sie jak rysował po piasku.

Prince Volchock

Wyszedł na spacer, piękne rozgwieżdżone niebo nie robiło na nim większego wrażenia. Doszedł nad jezioro i siadł pod jakimś drzewem. Zebrał kamyki i zaczął rzucać nimi zupełnie bez celu do wody. Liczył tylko kolejne pluski.

Suniva Lestrange Howlett

Po chwili przez błonia przeszła Suniva. Owinięta była długim czarnym szalem w ręce trzymała książkę i wertowała ją cały czas.

Prince Volchock

Odwrócił się od jeziora kątem oka zauważając jakiś ruch nieopodal niego. Po chwili wrócił do rzucania kamyczkami w wodę, było to lepsze niż obserwowanie kobiety.

Suniva Lestrange Howlett

Spojrzała na chłopaka przechylajac lekko głowę. Utwkiła w nim spojrzenie swoich czerwonych oczy uśmiechając się drwiąco - no prosze..świerza krew w szkole..- mówiła to stajac tuż przed nim. Miejsce pobuty zmieniła w ułamku sekundy.

Prince Volchock

Może gdyby nie słyszał wcześniej, że w szkole są wampiry to by zrobiło na nim jakiekolwiek wrażenie, tak tylko podniósł spojrzenie na jej twarz. - Dokładnie, świeża krew - powiedział z uśmiechem błąkającym się po twarzy. Nie przestawał rzucać jednak kamyczkami w wodę.

Suniva Lestrange Howlett

- nie zajmę Ci dużo czasu chłopczyku - nachyliła się nad nim jak do dziecka - każdy uczeń..w pierwszym dniu szkoły ma obowiązek pojawić się w gabinecie dyrektora... - wyprostowała się - zastanawiam się więc dlaczego tam Ciebie nie ma..

Prince Volchock

- Jakie zaproszenie - powiedział spokojnie. - Dzień się jeszcze nie skończył, chociaż... Nie lubię takich wizyt. Są drętwe i... jakieś nienaturalne - dokończył. Nie przerywał spojrzenia, nie lubił pierwszy odwracać wzroku.

Suniva Lestrange Howlett

- skąd wiesz skoro nigdy na takim nie byłeś? - przechyliła lekko głowę. cały czas patrzyłą mu w oczy - dalej Panie Volchock..więcej chęci życia..- uśmiechnęła się czarująco - no chyba że w ogóle jej pan nie ma...to już zmienia postać rzeczy

Prince Volchock

- Życia jakby nie było mam w sobie więcej niż... pani. - uśmiechnął się kpiąco - Skoro i tak się już spotkaliśmy. Tutaj. To nie ma sensu abym szedł do zamku i siedział w gabinecie. - stwierdził. Nie jego wina, że wolał świeże powietrze od zatęchłego zamku.

Suniva Lestrange Howlett

- no no..widzę że mamy tutaj prawdziwego ślizgona..powinieneś być jednak na tyle inteligentny jak wąż...by wiedzieć do kogo jak się odnośić...a ja nie jestem tutaj po to by umilać wam czas..macie tutaj swoje obowiązki...a jeśli coś Ci się nie będzie podobać w mojej szkole..nikt Cię tutaj siłą nie trzyma.. - ruszyła do zamku - można by rzecz że jesteś nawet zbędny.. - dodała idąc w stronę zamku - armatniego mięsa nigdy dosyć.. - mruknęła pod nosem

Prince Volchock

Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, nie interesowało go nigdy zdanie innych. Tak też było w tym przypadku. Ziewnął znudzony patrząc jak odchodzi. - Wiem, ale nie zmienia to faktu, że będę biegał po zamku kiedy tylko ktoś każe mi coś zrobić - powiedział cicho, ale wiedział, że tak czy inaczej Suniva go usłyszała. - Szczególnie, że spotkanie w biurze od tego tutaj nie różniło by się zbytnio. Te same utarte formułki i wszystko inne.

Suniva Lestrange Howlett

Suniva zaśmiała się. Po chwili już siedziała obok niego na trawie - powiedzmy że nie jestem taką zołzą jaką powinnam być...widzę że mam do czynienienia ze zbuntwoanym nastolatkiem.. - spojrzała na niego

Prince Volchock

- Zbuntowanym? Nie. Nie określiłbym siebie jako zbuntowanego. - powiedział po chwili namysłu - tak po prostu już mam. - wzruszył ramionami, jakby nie obchodziło go to o czym mówił.