www.starozytnyhogwart.fora.pl

Bellatriks Lestrange

- chyba nie uważasz że Nuada pozwoli się zamknąć w piwnicy?..- spojrzała na niego z politowaniem - skąd wiesz że mama nie ma tatuaży? - spojrzała na niego z niewinnym uśmieszkiem - ..widziałam ostatnio..widocznie..jak mnie robiłeś to nie zauważyłeś..- pokazała mu język i za nim doszedł do niego sens wypowiedzianych przez nią słów umknęła na górę

Scarlett wybuchnęła perlistym śmiechem - jest niemożliwa..

Jason Howlett

Victor:- Taak.. i niemozliwy będzie szlaban, który dostanie..-ostatnie słowa wypowiedział troche głosniej, smiejac sie.:- Tak.. Marcus nie sprawia tylu kłopotów...

Bellatriks Lestrange

- zazwyczaj chłopcy są mniej kłopotliwi..- stwierdziła i przeciągnęła się - dobra..na mnie czas jest już po południe..czas się przygotować na wieczór..- uśmiechnęła się i ruszyła w stronę schodów

Jason Howlett

Victor mruknał:- Nie watpie... miłego wieczoru...-usmiechnał się i usiadł w fotelu wygodniej.

Bellatriks Lestrange

Co jakiś czas przez salon przechodziły Victorowi nieznane osoby. W końcu w salonie pojawiła się Bellatriks z Jamesem.

Jason Howlett

Victor podszedł i przytulił obydwoje:- Miło mi was widzieć... Bella.. nie wiem, jak na toz areagujesz, ale zostałas praktycznie uniewinniona w Ministerstwie...

Bellatriks Lestrange

- jeszcze pytasz..pójdę tam..z kwiatami..- westchnęła niewinnie kobieta. - tak jestem uniewinniona do czasu aż coś mi znowu nie odpali..- pogłaskała go po policzku

Jason Howlett

Victor odparł:- Czyli jak zwykle sprzatam Twój bajzel...

Bellatriks Lestrange

- cóż.- mruknęła Bella rozbawiona

W tym samym momencie przez salon przemknęła Suniv wściekła jak rogogon węgierski

- co się stało? - spytała Bella widząc nadchodzącego syna który wyglądał na rozweselonego i idącą za nim Anne

- ach..Alex na nią nawrzeszczał..i rzucił w nią listem..wydaje się niezrównoważony..

- Valerianie..mówiłam Ci już..to wszystko siedzi we krwi..nie zmienisz go..- wtrąciła Anna

Bellatriks zatrzymała się analizując to co usłyszała

Jason Howlett

Victor spojrzał za Anna:- Zaraz, zaraz.... jakim listem???

Po chwili pojawił sie Jason:- Tym listem, który deliaktnie wyjasnia, ze nasze poprzednie pokolenie słuzyło za..-przejechał palcem po szyi:- Dla rady Starszych.... rpzed pwostaniem łowców, rpzed wszystkim.... zgromadzili ich w jednym miejscu i wyrzneli w pien...

Victor zaniemówił.

James wstał, spoglądajac na nich:- Skąd to... jakk?
-Valerian napisał do ojca...-mruknał Victor:- ostatnio czesto do siebie pisuja...

Bellatriks Lestrange

- czy wy musicie się zajmować tą cholerną przeszłością?!..tymi wszystkimi wampirami i wilkołakami!!..jaki świat czarodziejów był prostszy bez tych waszych przeklętych sporów..- wrzasnęła Bellatriks - powyrzynajcie się wszyscy na wzajem..! - syknęła

- Bellatriks..- westchnął Rudolph chcąc usprawiedliwić ich zachowanie

- trzymaj się z daleka..i Ty też..- wskazała Jamesa.- dopóki z tym nie skończycie niech żadne..ale to absolutne żadne stworzenie do mnie nie dochodzi..bo pozabijam..- wycelowała różdżkę w Victora - nie radzę..

Rudolph przezornie odsunął Victora od Belli i pozwolił iśc jej na górę

- no to mamy ślub z głowy..

Jason Howlett

Victor westchnał:- świetnie... ojciec odjechał.. więc zwoływanie go to strata czasu... nie znajdziemy go, jesli on tego nie chce... lepiej wyjaśnić ta sprawe...

James oniemiały siedział na kanapie.

Bellatriks Lestrange

- to na prawdę miłe..- wyszeptała słabym głosem Eve stojąc przy drzwiach, - że przyjechaliście tutaj cieszyć się razem ze mną z mojego szczęścia..- spojrzała na nich z zawodem

- Eve..- Anna podeszła do niej - cieszymy się..tylko..przeszłość nie daje nam o wielu sprawach zapomnieć..

- ale musicie robić to akurat na moim ślubie..- odsunęła się od niej - jakie to..rodzinne..- szepnęła i poszła na górę

Jason Howlett

Victor spojrzał ze smutkiem na siostre:- Ona ma racje....-usiadł na kanapie.:- Musze znaleźc tate...-westchnał zbierajac sie po chwili.

Bellatriks Lestrange

Po 15 minutach w salonie pojawiła się Bellatriks, Narcyza, Lucjusz i Draco oraz Scarlett. Cała piątka demonstracyjnie opuściła salon i zabrała ze sobą Kate

- gdzie idziecie? - spytał zdziwiony Rudolph

- nie mój cyrk nie moje małpy kochany...dopóki nie rozwiążecie swoich problemów nie będziemy wchodzić w wasze szeregi..przykro mi jedynie James..że moja córka ma w sobie ten...ten gen..i muszę ją tutaj zostawić..żegnam..- spojrzała na nich chłodno i wyszła za resztą rodziny